Jaworzno Koparki
W końcu zebrałem się do pisania.... Uda jeszcze trochę obolałe, ale córka dała mi dziś popalić i wieczorem robiłem za jej asekuranta rowerowego, który dbał o to, aby była cała i przypadkiem nie zaliczyła gleby. Ogólnie po ponad roku przypomniałem sobie jak się biega. Dystans jak na pierwszy raz ok- coś około 5 kilometrów. na całe szczęście tempo okay.
Wracając do naszej wycieczki to o 9;40 byłem umówiony z Marcinem na początku ulicy Huberta, chwilę oczekiwania i zjawia się kompan, który od razu informuje mnie, że trasa od razu biegnie pod górę a mianowicie wzdłuż ulicy Kościuszki w stronę centrum Katowic. Co tam dla nas- jedziemy równym tempem i kierujemy się na katowicki rynek, później już prosto pod miejsce zamieszkania nowego kompana- Filipa.
No to ruszamy! Najpierw kierujemy się ulicą 1-go Maja w stronę Zawodzia tam szukamy jakiegoś sklepu- wiadomo Lapec nie wielbłąd a i ja skorzystałem i zamówiłem u kolegi truskawkowy napój bogów. Po szybkich przemyśleniach Filipa i Marcina postanowiliśmy trochę zmienić trasę, ale opłaciło się, bo po drodze było miejsce na PITSTOP.
No cóż Katowice, Sosnowiec, i Jaworzno, gdzie w pewnym momencie nasz przejazd zablokował pomysłowy maszynista i jego kolega zawiadowca, który pociąg towarowy z węglem zostawił na trasie naszego przejazdu. No tak.... brakowało jakiegoś płynu do uzupełnienia... taką szansę nam los zgotował a my amatorzy... ehh, ale nieważne.
Po jakiejś chwili pociąg ruszył- zawiadowca musiał zobaczyć "wkurwxxx" ludzi czekających na przejeździe. Dojechaliśmy po jakiejś chwili nad zalew Sosina w Jaworznie, skąd udaliśmy się w dalszą drogę do naszego celu.
Jest w końcu jesteśmy- pomyślałem a chłopaki oznajmili mi, że cały kanion/dolinę musimy objechać górą... wysoko pomyślałem, ale co tam- damy radę ;)
Tak daliśmy, Filip oznajmił nam, że jedzie dalej gdzieś w świat a chu... - pomyślałem. Tak... ale najpierw był zjazd z kanionu.... Filip pojechał jak szalony z górki, tylko się za nim kurzyło, Marcin zaraz na nim a ja na końcu powoli, ostrożnie dostałem delikatny opieprz w stylu " wy skurwy... jak jeździcie" od starszych miłych pań, które Filip przed momentem sprowadził na pobocze ścieżki...
No cóż Filip w swoją stronę my z Marcinem w swoją.
Ogólnie git, Marcin ostrzegał mnie, że trasa do domu biegnie; podjazd, zjazd, podjazd, zjazd itd- ok biorę to na klatę jako rowerowy kot.... ciekawe co jutro nogi powiedzą- pomyślałem.
Było ok trochę prędkości na zjazdach no i sklep był, no i kolejny PITSTOP też zaliczony... a później swoim tempem na Giszowiec.
Na Giszowcu jak to na kopalnianej dzielni chłopy z browarkami bez masek itd, ale w sumie to odporne chłopaki a i nam COVID niestraszny.
Ogólnie Marcin pokazał mi moją drogę powrotną i oznajmił mi, że musi dokręcić do "sety"- ja to rozumiem, chciałem koledze towarzyszyć, ale uda mówiły mi: "Dejv jedziemy do domu, gdzie jest kur... dom"- z naturą nie ma szans.
Więc spokojnie przez znany mi staw Janina i okoliczne lasy wracam na mój ulubiony Ochojec.
Wycieczka się udała.
Tak rozmawiałem z rana dzisiaj i mówię mojej pięknej żonie- wycieczka nie zajmie nam dłużej niż 5 godzin- miałem rację 4;59;28-na dowód foto ;p
Dzięki za wycieczkę i jeszcze chwila i dobijam do "sety"!
(nasz wspólny start- początek ulicy św. Huberta)
Jest i on- nasz pierwszy pitstop
Dzban z pociągu ;p
Jaworzno Sosina
Tak- to już miejsce docelowe
(j.w)
Mój i Marcina ostatni przystanek
(Giszowiec- staw Janina)
No i dowód ;P
Pozdrawiam wszystkich!
Wracając do naszej wycieczki to o 9;40 byłem umówiony z Marcinem na początku ulicy Huberta, chwilę oczekiwania i zjawia się kompan, który od razu informuje mnie, że trasa od razu biegnie pod górę a mianowicie wzdłuż ulicy Kościuszki w stronę centrum Katowic. Co tam dla nas- jedziemy równym tempem i kierujemy się na katowicki rynek, później już prosto pod miejsce zamieszkania nowego kompana- Filipa.
No to ruszamy! Najpierw kierujemy się ulicą 1-go Maja w stronę Zawodzia tam szukamy jakiegoś sklepu- wiadomo Lapec nie wielbłąd a i ja skorzystałem i zamówiłem u kolegi truskawkowy napój bogów. Po szybkich przemyśleniach Filipa i Marcina postanowiliśmy trochę zmienić trasę, ale opłaciło się, bo po drodze było miejsce na PITSTOP.
No cóż Katowice, Sosnowiec, i Jaworzno, gdzie w pewnym momencie nasz przejazd zablokował pomysłowy maszynista i jego kolega zawiadowca, który pociąg towarowy z węglem zostawił na trasie naszego przejazdu. No tak.... brakowało jakiegoś płynu do uzupełnienia... taką szansę nam los zgotował a my amatorzy... ehh, ale nieważne.
Po jakiejś chwili pociąg ruszył- zawiadowca musiał zobaczyć "wkurwxxx" ludzi czekających na przejeździe. Dojechaliśmy po jakiejś chwili nad zalew Sosina w Jaworznie, skąd udaliśmy się w dalszą drogę do naszego celu.
Jest w końcu jesteśmy- pomyślałem a chłopaki oznajmili mi, że cały kanion/dolinę musimy objechać górą... wysoko pomyślałem, ale co tam- damy radę ;)
Tak daliśmy, Filip oznajmił nam, że jedzie dalej gdzieś w świat a chu... - pomyślałem. Tak... ale najpierw był zjazd z kanionu.... Filip pojechał jak szalony z górki, tylko się za nim kurzyło, Marcin zaraz na nim a ja na końcu powoli, ostrożnie dostałem delikatny opieprz w stylu " wy skurwy... jak jeździcie" od starszych miłych pań, które Filip przed momentem sprowadził na pobocze ścieżki...
No cóż Filip w swoją stronę my z Marcinem w swoją.
Ogólnie git, Marcin ostrzegał mnie, że trasa do domu biegnie; podjazd, zjazd, podjazd, zjazd itd- ok biorę to na klatę jako rowerowy kot.... ciekawe co jutro nogi powiedzą- pomyślałem.
Było ok trochę prędkości na zjazdach no i sklep był, no i kolejny PITSTOP też zaliczony... a później swoim tempem na Giszowiec.
Na Giszowcu jak to na kopalnianej dzielni chłopy z browarkami bez masek itd, ale w sumie to odporne chłopaki a i nam COVID niestraszny.
Ogólnie Marcin pokazał mi moją drogę powrotną i oznajmił mi, że musi dokręcić do "sety"- ja to rozumiem, chciałem koledze towarzyszyć, ale uda mówiły mi: "Dejv jedziemy do domu, gdzie jest kur... dom"- z naturą nie ma szans.
Więc spokojnie przez znany mi staw Janina i okoliczne lasy wracam na mój ulubiony Ochojec.
Wycieczka się udała.
Tak rozmawiałem z rana dzisiaj i mówię mojej pięknej żonie- wycieczka nie zajmie nam dłużej niż 5 godzin- miałem rację 4;59;28-na dowód foto ;p
Dzięki za wycieczkę i jeszcze chwila i dobijam do "sety"!
(nasz wspólny start- początek ulicy św. Huberta)
Jest i on- nasz pierwszy pitstop
Dzban z pociągu ;p
Jaworzno Sosina
Tak- to już miejsce docelowe
(j.w)
Mój i Marcina ostatni przystanek
(Giszowiec- staw Janina)
No i dowód ;P
Pozdrawiam wszystkich!
- DST 74.71km
- Czas 03:25
- VAVG 21.87km/h
- VMAX 47.50km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 184 ( 99%)
- HRavg 151 ( 81%)
- Kalorie 2530kcal
- Sprzęt Kozioł
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Tak, jakbyśmy chcieli dokładnie wszystko opisywać to by brakło czasu na samą jazdę :))))
Lapec - 05:53 wtorek, 12 maja 2020 | linkuj
Przecież mówił na Koparkach że na garminie jeździ heh.
Dzban z pociągu MIAŁ (bo to nawet węgiel nie był ;P) spadać i tak zrobił :). Szkoda ino straconych chwilek tak blisko celu :).
A co do wielbłąda to sam rano pisałeś, że być jakieś owocowe zrobił :P
Super wyjazd, każdy raczej zadowolony - szkoda ino lasu z przedostatniego zdjęcia ;/. Nie spodziewałem się że i tam potną. I sorka za Sosnowiec :D Lapec - 09:41 poniedziałek, 11 maja 2020 | linkuj
Dzban z pociągu MIAŁ (bo to nawet węgiel nie był ;P) spadać i tak zrobił :). Szkoda ino straconych chwilek tak blisko celu :).
A co do wielbłąda to sam rano pisałeś, że być jakieś owocowe zrobił :P
Super wyjazd, każdy raczej zadowolony - szkoda ino lasu z przedostatniego zdjęcia ;/. Nie spodziewałem się że i tam potną. I sorka za Sosnowiec :D Lapec - 09:41 poniedziałek, 11 maja 2020 | linkuj
Ooo, Ty na Garminie jeździsz? Jestem ciekaw jak faktycznie pomiary wychodzą, może kiedyś test? Rzeczywistość kontra urządzenie. A tak w ogl to dzięki, A co tych wybrednych Pań to się nie przejmuj to normalka! Chodzą jak święte krowy to potem mają pretensje, nie raz Ci się jeszcze oberwie za nic.
gizmo201 - 04:43 poniedziałek, 11 maja 2020 | linkuj
Komentuj