Poniedziałek, 1 czerwca 2020
Nowy miesiąc- nowe kręcenie
Pierwszy czerwiec- wiadomo, że ta data jest magiczna dla nas wszystkich. Zarówno dla tych starszych jak i tych młodszych wiekiem dzieci.
Miałem wczoraj chwilę, żeby rozpocząć nowy miesiąc rowerowo- udało się.
W miarę szybkie tempo no i mocniejszy trening- oczywiście jak na moje możliwości.
Później to już wiadomo- dom i moją kochana córka, która dziś miała swoje święto.
Miałem wczoraj chwilę, żeby rozpocząć nowy miesiąc rowerowo- udało się.
W miarę szybkie tempo no i mocniejszy trening- oczywiście jak na moje możliwości.
Później to już wiadomo- dom i moją kochana córka, która dziś miała swoje święto.
- DST 28.86km
- Czas 01:20
- VAVG 21.64km/h
- VMAX 35.90km/h
- Temperatura 19.0°C
- HRmax 187
- HRavg 150
- Kalorie 992kcal
- Sprzęt Kozioł
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 27 maja 2020
Ostatni trening maja
Miałem nadzieję pokręcić trochę więcej kilometrów w maju, ale jakoś i czas i pogoda mnie nie oszczędzały.
Trudno, jak na pierwszy rok kręcenia no i pierwszy pełen miesiąc bez przeszkód w tym roku jest okey.
Obiecuje poprawę ;)
Trudno, jak na pierwszy rok kręcenia no i pierwszy pełen miesiąc bez przeszkód w tym roku jest okey.
Obiecuje poprawę ;)
- DST 37.94km
- Czas 01:49
- VAVG 20.88km/h
- VMAX 44.20km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 143
- HRavg 178
- Kalorie 1263kcal
- Sprzęt Kozioł
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 23 maja 2020
Chudów
Po kiepskich prognozach pogody na sobotę pokazało się światełko w tunelu w postaci okienka bez deszczu.
Razem z Marcinem i Łukaszem wybraliśmy się na szybką wycieczkę na zamek Chudów.
Trasa super, bo głównie lasy- sam nie wiedziałem, że aż tyle lasów jest dookoła mojego miasta.
W drodze powrotnej okienko pogodowe się skończyło i dopadła nas mała mżawka.
Wycieczka jak zwykle udana, zarówno pod względem turystycznym jak i nawodnieniem.
Oby tak dalej.
( Katowicki las smoleński)
(Gdzieś po drodze- okolice Mikołowa)
(Nasz cel- ruiny zamku w Chudowie)
Razem z Marcinem i Łukaszem wybraliśmy się na szybką wycieczkę na zamek Chudów.
Trasa super, bo głównie lasy- sam nie wiedziałem, że aż tyle lasów jest dookoła mojego miasta.
W drodze powrotnej okienko pogodowe się skończyło i dopadła nas mała mżawka.
Wycieczka jak zwykle udana, zarówno pod względem turystycznym jak i nawodnieniem.
Oby tak dalej.
( Katowicki las smoleński)
(Gdzieś po drodze- okolice Mikołowa)
(Nasz cel- ruiny zamku w Chudowie)
- DST 46.59km
- Czas 02:06
- VAVG 22.19km/h
- VMAX 36.70km/h
- Temperatura 12.0°C
- HRmax 158
- HRavg 139
- Kalorie 1267kcal
- Sprzęt Kozioł
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 19 maja 2020
Maj 19
- DST 18.80km
- Czas 00:59
- VAVG 19.12km/h
- VMAX 41.80km/h
- Temperatura 22.0°C
- HRmax 169
- HRavg 142
- Kalorie 700kcal
- Sprzęt Kozioł
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 18 maja 2020
Maj 18
Szybki trening, z początku miałem mega dyskomfort w udach. Na całe szczęście po kilku kilometrach przeszło.
Ogólnie zupełnie nieplanowany trening.
Ogólnie zupełnie nieplanowany trening.
- DST 27.37km
- Czas 01:06
- VAVG 24.88km/h
- VMAX 46.30km/h
- HRmax 185
- HRavg 162
- Kalorie 960kcal
- Sprzęt Kozioł
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 17 maja 2020
Szybki niedzielny wypad
Szybki niedzielny wypad z Piotrem.
Rybaczówka Giszowiec i objazd Doliny Trzech Stawów w Katowicach.
Krótki wypad mający bardziej na celu regenerację a jeżeli wyzwanie.
Rybaczówka Giszowiec i objazd Doliny Trzech Stawów w Katowicach.
Krótki wypad mający bardziej na celu regenerację a jeżeli wyzwanie.
- DST 22.58km
- Czas 01:15
- VAVG 18.06km/h
- VMAX 34.70km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 158
- HRavg 140
- Kalorie 840kcal
- Sprzęt Kozioł
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 16 maja 2020
Sobotnie kilometry
Jak sobota to do lid... a nie ta piosenka, jak wiadomo jak sobota to na rower ;)
No tak i to nie byle z kim jak zwykle umówiliśmy się z Marcinem i Łukaszem, a naszym celem była wycieczka krajoznawcza tym razem w stronę Radzionkowa.
Po drodze podjechaliśmy po jeszcze jednego kolegę- też Marcina ps. Diobeł ;p
Cóż tu opowiadać, jakoś weny nie mam a też nie chce nikogo zanudzać.
Wyjazd jak zwykle udany no i pobłogosławiony odrobiną nektaru.
(gdzieś w Radzionkowie)
(pierwszy PITSTOP)- a po nim mój PB prędkości 60,23km/h i to bez pedałowania ;)
Droga na Kozłową Górę
Zapora Kozłowa Góra
Most na Brynicy
A to już ZOO w Chorzowie
No tak i to nie byle z kim jak zwykle umówiliśmy się z Marcinem i Łukaszem, a naszym celem była wycieczka krajoznawcza tym razem w stronę Radzionkowa.
Po drodze podjechaliśmy po jeszcze jednego kolegę- też Marcina ps. Diobeł ;p
Cóż tu opowiadać, jakoś weny nie mam a też nie chce nikogo zanudzać.
Wyjazd jak zwykle udany no i pobłogosławiony odrobiną nektaru.
(gdzieś w Radzionkowie)
(pierwszy PITSTOP)- a po nim mój PB prędkości 60,23km/h i to bez pedałowania ;)
Droga na Kozłową Górę
Zapora Kozłowa Góra
Most na Brynicy
A to już ZOO w Chorzowie
- DST 69.21km
- Czas 03:22
- VAVG 20.56km/h
- VMAX 60.23km/h
- Temperatura 12.0°C
- HRmax 184
- HRavg 149
- Kalorie 2143kcal
- Sprzęt Kozioł
- Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczka na Tychy
Nie ma co się dziś za bardzo rozpisywać.
Umówiliśmy się z Marcinem o 17;30 pod "poligrafem" docierając na miejsce ku mojemu zdziwieniu Marcin nie był sam, lecz ze znanym mi wcześniej co prawda tylko przez chwilę Łukaszem. W trójkę pomknęliśmy w stronę Kostuchny a później na Tychy i Lasy Kobiórskie. W połowie drogi zmieniliśmy nasze plany co do trasy i pojechaliśmy w stronę Jeziora Paprocany. Tam szybkie uzupełnienie płynów i w drogę powrotną, bo już zaczynało być chłodno.
Wycieczka jak zwykle pozytywna, miło spędzony czas w dużej części na leśnych ścieżkach.
Pozdrawiam wszystkich!
Tychy i gdzieś w oddali widać góry.
Rowerem przez las
Wieża obserwacyjna w lesie w okolicach Tychów
Jezioro Paprocany
Umówiliśmy się z Marcinem o 17;30 pod "poligrafem" docierając na miejsce ku mojemu zdziwieniu Marcin nie był sam, lecz ze znanym mi wcześniej co prawda tylko przez chwilę Łukaszem. W trójkę pomknęliśmy w stronę Kostuchny a później na Tychy i Lasy Kobiórskie. W połowie drogi zmieniliśmy nasze plany co do trasy i pojechaliśmy w stronę Jeziora Paprocany. Tam szybkie uzupełnienie płynów i w drogę powrotną, bo już zaczynało być chłodno.
Wycieczka jak zwykle pozytywna, miło spędzony czas w dużej części na leśnych ścieżkach.
Pozdrawiam wszystkich!
Tychy i gdzieś w oddali widać góry.
Rowerem przez las
Wieża obserwacyjna w lesie w okolicach Tychów
Jezioro Paprocany
- DST 48.95km
- Czas 02:20
- VAVG 20.98km/h
- VMAX 47.90km/h
- Temperatura 9.0°C
- HRmax 167 ( 90%)
- HRavg 132 ( 71%)
- Kalorie 1279kcal
- Sprzęt Kozioł
- Aktywność Jazda na rowerze
Jaworzno Koparki
W końcu zebrałem się do pisania.... Uda jeszcze trochę obolałe, ale córka dała mi dziś popalić i wieczorem robiłem za jej asekuranta rowerowego, który dbał o to, aby była cała i przypadkiem nie zaliczyła gleby. Ogólnie po ponad roku przypomniałem sobie jak się biega. Dystans jak na pierwszy raz ok- coś około 5 kilometrów. na całe szczęście tempo okay.
Wracając do naszej wycieczki to o 9;40 byłem umówiony z Marcinem na początku ulicy Huberta, chwilę oczekiwania i zjawia się kompan, który od razu informuje mnie, że trasa od razu biegnie pod górę a mianowicie wzdłuż ulicy Kościuszki w stronę centrum Katowic. Co tam dla nas- jedziemy równym tempem i kierujemy się na katowicki rynek, później już prosto pod miejsce zamieszkania nowego kompana- Filipa.
No to ruszamy! Najpierw kierujemy się ulicą 1-go Maja w stronę Zawodzia tam szukamy jakiegoś sklepu- wiadomo Lapec nie wielbłąd a i ja skorzystałem i zamówiłem u kolegi truskawkowy napój bogów. Po szybkich przemyśleniach Filipa i Marcina postanowiliśmy trochę zmienić trasę, ale opłaciło się, bo po drodze było miejsce na PITSTOP.
No cóż Katowice, Sosnowiec, i Jaworzno, gdzie w pewnym momencie nasz przejazd zablokował pomysłowy maszynista i jego kolega zawiadowca, który pociąg towarowy z węglem zostawił na trasie naszego przejazdu. No tak.... brakowało jakiegoś płynu do uzupełnienia... taką szansę nam los zgotował a my amatorzy... ehh, ale nieważne.
Po jakiejś chwili pociąg ruszył- zawiadowca musiał zobaczyć "wkurwxxx" ludzi czekających na przejeździe. Dojechaliśmy po jakiejś chwili nad zalew Sosina w Jaworznie, skąd udaliśmy się w dalszą drogę do naszego celu.
Jest w końcu jesteśmy- pomyślałem a chłopaki oznajmili mi, że cały kanion/dolinę musimy objechać górą... wysoko pomyślałem, ale co tam- damy radę ;)
Tak daliśmy, Filip oznajmił nam, że jedzie dalej gdzieś w świat a chu... - pomyślałem. Tak... ale najpierw był zjazd z kanionu.... Filip pojechał jak szalony z górki, tylko się za nim kurzyło, Marcin zaraz na nim a ja na końcu powoli, ostrożnie dostałem delikatny opieprz w stylu " wy skurwy... jak jeździcie" od starszych miłych pań, które Filip przed momentem sprowadził na pobocze ścieżki...
No cóż Filip w swoją stronę my z Marcinem w swoją.
Ogólnie git, Marcin ostrzegał mnie, że trasa do domu biegnie; podjazd, zjazd, podjazd, zjazd itd- ok biorę to na klatę jako rowerowy kot.... ciekawe co jutro nogi powiedzą- pomyślałem.
Było ok trochę prędkości na zjazdach no i sklep był, no i kolejny PITSTOP też zaliczony... a później swoim tempem na Giszowiec.
Na Giszowcu jak to na kopalnianej dzielni chłopy z browarkami bez masek itd, ale w sumie to odporne chłopaki a i nam COVID niestraszny.
Ogólnie Marcin pokazał mi moją drogę powrotną i oznajmił mi, że musi dokręcić do "sety"- ja to rozumiem, chciałem koledze towarzyszyć, ale uda mówiły mi: "Dejv jedziemy do domu, gdzie jest kur... dom"- z naturą nie ma szans.
Więc spokojnie przez znany mi staw Janina i okoliczne lasy wracam na mój ulubiony Ochojec.
Wycieczka się udała.
Tak rozmawiałem z rana dzisiaj i mówię mojej pięknej żonie- wycieczka nie zajmie nam dłużej niż 5 godzin- miałem rację 4;59;28-na dowód foto ;p
Dzięki za wycieczkę i jeszcze chwila i dobijam do "sety"!
(nasz wspólny start- początek ulicy św. Huberta)
Jest i on- nasz pierwszy pitstop
Dzban z pociągu ;p
Jaworzno Sosina
Tak- to już miejsce docelowe
(j.w)
Mój i Marcina ostatni przystanek
(Giszowiec- staw Janina)
No i dowód ;P
Pozdrawiam wszystkich!
Wracając do naszej wycieczki to o 9;40 byłem umówiony z Marcinem na początku ulicy Huberta, chwilę oczekiwania i zjawia się kompan, który od razu informuje mnie, że trasa od razu biegnie pod górę a mianowicie wzdłuż ulicy Kościuszki w stronę centrum Katowic. Co tam dla nas- jedziemy równym tempem i kierujemy się na katowicki rynek, później już prosto pod miejsce zamieszkania nowego kompana- Filipa.
No to ruszamy! Najpierw kierujemy się ulicą 1-go Maja w stronę Zawodzia tam szukamy jakiegoś sklepu- wiadomo Lapec nie wielbłąd a i ja skorzystałem i zamówiłem u kolegi truskawkowy napój bogów. Po szybkich przemyśleniach Filipa i Marcina postanowiliśmy trochę zmienić trasę, ale opłaciło się, bo po drodze było miejsce na PITSTOP.
No cóż Katowice, Sosnowiec, i Jaworzno, gdzie w pewnym momencie nasz przejazd zablokował pomysłowy maszynista i jego kolega zawiadowca, który pociąg towarowy z węglem zostawił na trasie naszego przejazdu. No tak.... brakowało jakiegoś płynu do uzupełnienia... taką szansę nam los zgotował a my amatorzy... ehh, ale nieważne.
Po jakiejś chwili pociąg ruszył- zawiadowca musiał zobaczyć "wkurwxxx" ludzi czekających na przejeździe. Dojechaliśmy po jakiejś chwili nad zalew Sosina w Jaworznie, skąd udaliśmy się w dalszą drogę do naszego celu.
Jest w końcu jesteśmy- pomyślałem a chłopaki oznajmili mi, że cały kanion/dolinę musimy objechać górą... wysoko pomyślałem, ale co tam- damy radę ;)
Tak daliśmy, Filip oznajmił nam, że jedzie dalej gdzieś w świat a chu... - pomyślałem. Tak... ale najpierw był zjazd z kanionu.... Filip pojechał jak szalony z górki, tylko się za nim kurzyło, Marcin zaraz na nim a ja na końcu powoli, ostrożnie dostałem delikatny opieprz w stylu " wy skurwy... jak jeździcie" od starszych miłych pań, które Filip przed momentem sprowadził na pobocze ścieżki...
No cóż Filip w swoją stronę my z Marcinem w swoją.
Ogólnie git, Marcin ostrzegał mnie, że trasa do domu biegnie; podjazd, zjazd, podjazd, zjazd itd- ok biorę to na klatę jako rowerowy kot.... ciekawe co jutro nogi powiedzą- pomyślałem.
Było ok trochę prędkości na zjazdach no i sklep był, no i kolejny PITSTOP też zaliczony... a później swoim tempem na Giszowiec.
Na Giszowcu jak to na kopalnianej dzielni chłopy z browarkami bez masek itd, ale w sumie to odporne chłopaki a i nam COVID niestraszny.
Ogólnie Marcin pokazał mi moją drogę powrotną i oznajmił mi, że musi dokręcić do "sety"- ja to rozumiem, chciałem koledze towarzyszyć, ale uda mówiły mi: "Dejv jedziemy do domu, gdzie jest kur... dom"- z naturą nie ma szans.
Więc spokojnie przez znany mi staw Janina i okoliczne lasy wracam na mój ulubiony Ochojec.
Wycieczka się udała.
Tak rozmawiałem z rana dzisiaj i mówię mojej pięknej żonie- wycieczka nie zajmie nam dłużej niż 5 godzin- miałem rację 4;59;28-na dowód foto ;p
Dzięki za wycieczkę i jeszcze chwila i dobijam do "sety"!
(nasz wspólny start- początek ulicy św. Huberta)
Jest i on- nasz pierwszy pitstop
Dzban z pociągu ;p
Jaworzno Sosina
Tak- to już miejsce docelowe
(j.w)
Mój i Marcina ostatni przystanek
(Giszowiec- staw Janina)
No i dowód ;P
Pozdrawiam wszystkich!
- DST 74.71km
- Czas 03:25
- VAVG 21.87km/h
- VMAX 47.50km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 184 ( 99%)
- HRavg 151 ( 81%)
- Kalorie 2530kcal
- Sprzęt Kozioł
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 7 maja 2020
Leśne harcowanie
To miał być test nowej nawigacji.....
Cały happy wbiłem sobie trasę rekreacyjną z dystansem ok 30km, bo tak jakoś czas pozwalał.
Na początku wiadomo- moja dzielnia, las na Ochojcu i kierunek Rybaczówka nad stawem Janina. Jadę z uśmiechem na twarzy, ludzi mało w lesie, po prawej mijam Rybaczówkę- próbuję przejechać w stronę Giszowca a tam niespodzianka ;) Tak z daleka patrzę i zastanawiam się, czy przypadkiem "żubr" mi nie robi jakiś psikusów..... ejjj Dave przecież ty jeszcze nic nie piłeś- pomyślałem. Patrze a z góry biegną do mnie trzy dziki... lubię przyrodę a i nawet dzikiem nie pogardzę no, ale hola... ja po hamulcach one też po stanęły... haha zobaczymy kto ma większe cojones- pomyślałem... po chwili dziki ruszyły i ruszyłem ja. Na całe szczęście jakieś 5-7 metrów przede mną odbiły w lewo w krzaki i w odległości dwóch metrów minęliśmy się patrząc sobie w oczy ;) Moje cojones i cały ja ocaleliśmy- hura! Łatwo nie było, ale spocony ruszyłem w dalszą trasę.
Za jakieś 100 metrów kolejna niespodzianka- tunel pod DK86 zamknięty- nie ma jak przejechać do Giszowca pod drogą- to na "partyzanta" zasuwam po placu budowy z kołami całymi w glinie- w sumie musiałem fajnie wyglądać z odróżniającymi się od innych żółtymi kołami.
Udało się przejechałem na drugą stronę po chwili wjechałem na ścieżkę rowerową i moim oczom ukazała się wieża ciśnień na Giszowcu- fajna trasa pomyślałem. Wszystko na to wskazywało po chwili minąłem rozlewisko- fajna szutrowa, utwardzona droga i dalej leśnymi ścieżkami przed siebie.
Piękna leśna ścieżka rowerowa(chyba zielona) no i dalej przed siebie po jakimś kilometrze odbiłem pod górkę w prawo przy pokonywania wzniesienia pomagały mi odgłosy bażanta.
Dojechałem do drogi utwardzonej, którą może po stu metrach musiałem opuścić odbijając prawo prosto w las. Ładna stroma trasa- szkoda, że bardziej pod rower MTB lub jakiś z większą amortyzacją, na moim "Koźle" to tak średnio, ale dałem radę... no prawie.... Rozpędziłem się dość mocno i w pewnym momencie trochę rzuciło mnie na piachu- ale ja głupi pomyślałem. Przecież przed chwilą widziałem ślady ostrego hamowania... ktoś ewidentnie też miał problemy z utrzymaniem toru jazdy, ale to nic udało się zarówno ja jak i mój rower nie ucierpieliśmy.
Dojechałem do skrzyżowania dróg gdzie widniały dwie tablice "Rezerwat Las Murckowski" oraz "Trasy rowerowe" a tuż obok wypływało z źródełko...
Po małej sesji foto ruszyłem w dalszą trasę pełen nadziei- jak dotąd nawigacja spisała się.
Udałem się dalej drogą rowerową oznaczoną kolorem niebieskim, gdzie czekał mnie długi zjazd z licznymi kamieniami wystającymi z drogi, ale cóż dałem radę- mordka cała, zęby wszystkie- no te które do tej pory zostały ;) i dalej w drogę. Po przejechaniu jakiegoś kilometra navi pokazuje skręć w lewo.... hmmm przecież tam ledwo co się idzie zmieścić między gałęziami no i korzenie wystają a o błocie nie wspomnę... ale pojechałem- ujechałem jakieś 100 metrów no i stop... a taki....... wracam i jadę poszukać innej drogi.
Inna droga też była kiepska... Po chwili wróciłem do skrzyżowania dróg i wpisałem w nawigację drogę powrotną- tym razem już nie rekreacyjną...
Po drodze spotkałem biegnącego kolegę Marka, którego pozdrawiam i po chwili poznałem gdzie jestem.... Jest git znalazłem się w okolicy leśnej osady Siągarnia, gdzie kiedyś czarownica polowała na ludzi... Przejechałem w okolicy "czarnej studni" i udałem się w kierunku dzielnicy "Murcki". Z Murcek prosto na Giszowiec i znanym mi lasem w kierunku domu.
Ogólnie zmęczony i trochę wkurzony na nawigację cały i zdrowy wróciłem do domu, gdzie już rozmyślałem nad weekendowym wypadem poza miasto.
Poniżej krótka fotorelacja- może lepiej pooglądać fotki niż czytać wypociny.
Pozdrawiam!
(Giszowiec- wieża ciśnień)
(Tablica przy źródełku w lesie Murckowskim)
(j.w)
(Tablica informacyjna i krótkie info na temat czarownicy i jej siedziby)
(Staw Janina, który mijałem w obie strony wycieczki)
Cały happy wbiłem sobie trasę rekreacyjną z dystansem ok 30km, bo tak jakoś czas pozwalał.
Na początku wiadomo- moja dzielnia, las na Ochojcu i kierunek Rybaczówka nad stawem Janina. Jadę z uśmiechem na twarzy, ludzi mało w lesie, po prawej mijam Rybaczówkę- próbuję przejechać w stronę Giszowca a tam niespodzianka ;) Tak z daleka patrzę i zastanawiam się, czy przypadkiem "żubr" mi nie robi jakiś psikusów..... ejjj Dave przecież ty jeszcze nic nie piłeś- pomyślałem. Patrze a z góry biegną do mnie trzy dziki... lubię przyrodę a i nawet dzikiem nie pogardzę no, ale hola... ja po hamulcach one też po stanęły... haha zobaczymy kto ma większe cojones- pomyślałem... po chwili dziki ruszyły i ruszyłem ja. Na całe szczęście jakieś 5-7 metrów przede mną odbiły w lewo w krzaki i w odległości dwóch metrów minęliśmy się patrząc sobie w oczy ;) Moje cojones i cały ja ocaleliśmy- hura! Łatwo nie było, ale spocony ruszyłem w dalszą trasę.
Za jakieś 100 metrów kolejna niespodzianka- tunel pod DK86 zamknięty- nie ma jak przejechać do Giszowca pod drogą- to na "partyzanta" zasuwam po placu budowy z kołami całymi w glinie- w sumie musiałem fajnie wyglądać z odróżniającymi się od innych żółtymi kołami.
Udało się przejechałem na drugą stronę po chwili wjechałem na ścieżkę rowerową i moim oczom ukazała się wieża ciśnień na Giszowcu- fajna trasa pomyślałem. Wszystko na to wskazywało po chwili minąłem rozlewisko- fajna szutrowa, utwardzona droga i dalej leśnymi ścieżkami przed siebie.
Piękna leśna ścieżka rowerowa(chyba zielona) no i dalej przed siebie po jakimś kilometrze odbiłem pod górkę w prawo przy pokonywania wzniesienia pomagały mi odgłosy bażanta.
Dojechałem do drogi utwardzonej, którą może po stu metrach musiałem opuścić odbijając prawo prosto w las. Ładna stroma trasa- szkoda, że bardziej pod rower MTB lub jakiś z większą amortyzacją, na moim "Koźle" to tak średnio, ale dałem radę... no prawie.... Rozpędziłem się dość mocno i w pewnym momencie trochę rzuciło mnie na piachu- ale ja głupi pomyślałem. Przecież przed chwilą widziałem ślady ostrego hamowania... ktoś ewidentnie też miał problemy z utrzymaniem toru jazdy, ale to nic udało się zarówno ja jak i mój rower nie ucierpieliśmy.
Dojechałem do skrzyżowania dróg gdzie widniały dwie tablice "Rezerwat Las Murckowski" oraz "Trasy rowerowe" a tuż obok wypływało z źródełko...
Po małej sesji foto ruszyłem w dalszą trasę pełen nadziei- jak dotąd nawigacja spisała się.
Udałem się dalej drogą rowerową oznaczoną kolorem niebieskim, gdzie czekał mnie długi zjazd z licznymi kamieniami wystającymi z drogi, ale cóż dałem radę- mordka cała, zęby wszystkie- no te które do tej pory zostały ;) i dalej w drogę. Po przejechaniu jakiegoś kilometra navi pokazuje skręć w lewo.... hmmm przecież tam ledwo co się idzie zmieścić między gałęziami no i korzenie wystają a o błocie nie wspomnę... ale pojechałem- ujechałem jakieś 100 metrów no i stop... a taki....... wracam i jadę poszukać innej drogi.
Inna droga też była kiepska... Po chwili wróciłem do skrzyżowania dróg i wpisałem w nawigację drogę powrotną- tym razem już nie rekreacyjną...
Po drodze spotkałem biegnącego kolegę Marka, którego pozdrawiam i po chwili poznałem gdzie jestem.... Jest git znalazłem się w okolicy leśnej osady Siągarnia, gdzie kiedyś czarownica polowała na ludzi... Przejechałem w okolicy "czarnej studni" i udałem się w kierunku dzielnicy "Murcki". Z Murcek prosto na Giszowiec i znanym mi lasem w kierunku domu.
Ogólnie zmęczony i trochę wkurzony na nawigację cały i zdrowy wróciłem do domu, gdzie już rozmyślałem nad weekendowym wypadem poza miasto.
Poniżej krótka fotorelacja- może lepiej pooglądać fotki niż czytać wypociny.
Pozdrawiam!
(Giszowiec- wieża ciśnień)
(Tablica przy źródełku w lesie Murckowskim)
(j.w)
(Tablica informacyjna i krótkie info na temat czarownicy i jej siedziby)
(Staw Janina, który mijałem w obie strony wycieczki)
- DST 30.14km
- Czas 01:33
- VAVG 19.45km/h
- VMAX 37.50km/h
- Temperatura 13.0°C
- HRmax 186 (100%)
- HRavg 150 ( 81%)
- Kalorie 1239kcal
- Sprzęt Kozioł
- Aktywność Jazda na rowerze